Cześć. Już jestem.
W Krakowie spędziłam 6 dni, wyłączając z tygodnia piątek, kiedy to wróciłam przekonana, że jeśli tam zawitam, to coś koło dwudziestego, o ile będę mieć na tyle szczęścia. I teraz pytanie: co ja tam przez ten czas robiłam? Otóż byłam na egzaminie wstępnym 12 i 13 czerwca z architektury i poczuwam się do obowiązku opisania tego wydarzenia z kilku powodów, które sami dostrzeżecie po przeczytaniu tego posta.
1. W przeddzień egzaminu ochroniarze dostali polecenie nie wpuszczania nikogo na teren uczelni. Na pewno nie dlatego, że krakusy mają na nią wstęp praktycznie zawsze i na spokojnie mogą obczaić wszelkie potrzebne im sale. Skąd. Kraków, to jedna, wielka, otwarta przestrzeń dla ludzi z zewnątrz. Najbardziej rozbawił mnie pan ochroniarz, który będąc tak niemiłym był na moje nieszczęście również głuchy. Na jego kwestię: "Proszę pani, ale ja tu nie jestem pierwszy raz" odpowiedziałam szybko, że ja też. W końcu chodziłam tutaj na kurs rysunku przez ponad pół roku. Dalej nie piszę, bo mało ważne dla was xD.
2. Drugiego dnia panowie ochroniarze znowu nie pojmowali jednej kwestii. A mianowicie, iż każdy na politechnikę wejdzie. Diabeł w tym, jakie miejsce zajmie. Cóż, mnie udało się być jedną z pierwszych na sali, którą nota-bene okupowałam te regulaminowe 4 godziny w prawie każdy piątek i sobotę na trasie październik- kwiecień.
3. Kandydatów na architekturę było 1200. Dla porównania- krajobraz obstawiło ich około 150. Jak stwierdził nowo-przez-mnie-poznany chłopak z plastyka- trzeba mieć niezłego pecha, żeby znaleźć się wśród tych 70 nieprzyjętych, gdyż na jedno miejsce przypadały niecałe 2 osoby, zamiast 8.
4. Na trochę ponad godzinę przed egzaminem ludzie uformowali się w gigantyczną masę przed wejściem, która po pewnym czasie zaczęła falować. Czułam się jak ściśnięty śledź. Nawet nie mogłam się stamtąd wydostać, a po tym, jak zaczęło brakować mi tchu miałam na to ogromną ochotę, nie bacząc już, czy usiądę jako ostatnia w miejscu przeznaczenia.
5. Koleżanka z kursu, z którą dane mi było rozmawiać, a z którą i jeszcze jednym kolegą spotkałam się wieczorem w środę zrelacjonowała, że była świadkiem, kiedy to jednej dziewczynie została ręka za drzwiami. Możecie więc sobie wyobrazić jak odczłowieczone i dzikie było to całe towarzystwo. Ja z kolei bałam się tylko, aby sąsiadka z mojej prawej strony nie została zepchnięta ze schodów poza zielone kwietniki z czerwonymi kwiatami plus ja razem z nią...
6. Wdreptując na pierwsze piętro skręciłam szybko w lewo i puściłam się tym razem biegiem na schody prowadzące w kierunku sali. Emocji dostarczyła mi grupka podążających w pośpiechu za mną uczestników tego krótkiego maratonu. Obróciłam się za siebie i czułam się niczym Harrison Ford w Ściganym.
7. Kiedy dotarłam na górę przydzielono mi numerek i-UWAGA-podano dwa arkusze, drugi bez numerka. Moje zaskoczenie przeistoczyło się w przestrach na myśl, że komuś może takiego bristolu zabraknąć po tym, jak zobaczyłam, iż wszyscy inni mają wyłącznie po jednym egzemplarzu. Chyba jestem za dobra i za głupia, bo dlatego go między innymi oddałam, a to, że gdybym miała jakieś układy, to mogłabym tę sytację wykorzystać przyszło mi do głowy po fakcie. Rezydująca obok mnie białogłowa gotowa była podłożyć taką świnię mając podobną okazję- po trupach do celu. Znam sporo osób z takim nastawieniem. W tym momencie politechnika ma u mnie punkt dodatni, bowiem przy wyjściu do toalety prace zostawiało się przy biurku komisji, na wypadek spotkania takich właśnie jednostek.
8. Strasznie żal było mi pewnego towarzysza niedoli i to wcale nie jest ironia. Popełnił praktycznie wszelkie możliwe błędy poza konstrukcją i serce mi się krajało. Tak bardzo chciałam powiedzieć mu, żeby wziął pod uwagę kolory brył i nie smarował kartki palcami. Powstrzymało mnie jednak sąsiedztwo innych i fakt, że facet był tak zaaferowany, wciąż poprawiał rysunek, przyglądał mu się, dokonywał korekt, iż doszłam do wniosku o bezsensie takiej aktywności. Przypuszczam, że nie miałby do mnie zaufania, co jest całkiem logiczne. Mógłby pomyśleć, że specjalnie źle mu mówię, a poza tym zestresowałby się jeszcze bardziej być może nie wiedząc o czym mówię. Nie sądzę, aby uczestniczył w jakimkolwiek kursie, najprawdopodobniej lekcje dawał mu jakiś kolega-kursant i na tej podstawie się porwał z- przykro mi mówić- motyką na słońce. Obraz tego chłopaka, któremu naprawdę zależało przyskrzynił mnie i napełnił złością na życiową niesprawiedliwość.
9. Zastanawiam się do tej pory czemu niektórzy rysowali odbicia. Podium zostało przykryte materiałem. Ja tam nic podobnego nie widziałam, poza tym, to taka drobna reguła: jest płachta- nie ma odbicia.
10. W drugim dniu poranna grupa wylosowała temat: domek dla lalek. Dla mnie lepiej. Ja zakwalifikowałam się na: DOMEK dla psa, bez otoczenia i mieszkańca, czyli innymi słowy budę. I taką ją sporządziłam, dodając coś niecoś od siebie. Trochę było mi wstyd, gdy zobaczyłam jakie inni pooddawali projekty. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bowiem niemała liczba osób tak ustawiła sobie horyzont, że ich DOMKI miały po 3 metry wysokości przeobrażając się tym samym w normalne budynki mieszkalne czy pawilony. Część grupy wybiegła tak bardzo w swoje fanatzje, że zrobili budy całe ze szkła. Ja tam nie wiem, ale zawsze wydawało mi się, że pies wolałby schować się we własnym kąciku przed światem zamiast wystawiać się na widoku jak w terrarium. Poza tym- w lecie takie lokum zamieniłoby się w szklarnię, w zimie pewnie mróz byłby nie do zniesienia. Polubiono też schody. Przepraszam, ale mam psa i wiem, że schody dla niego, to rzeźnia... Jedna dziewczyna będzie mieć niezrozumienie tematu, ponieważ narysowała w tle ogród. Przestraszył mnie jeden projekt. Wszystko było okay, do czasu nałożenia cieni. Nagle buda zaczęła przypominać mi urnę. Aczkolwiek ten kawałek bristolu dostanie raczej wysoką ocenę.
Wyniki są 20 czerwca. Nie wiem. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż nie znajdę się w gronie szczęśliwców, tym bardziej, że potem w grę wchodzą matury, a ja nie zdawałam rozszerzonej matematyki. Miło jednak było przeżyć taką przygodę :).
Na koniec jeszcze kilka rad: - politechnika koniecznie powinna zhumanizować wejścia na sale. Dobrym rozwiązaniem byłaby cywilizowana kolejka, a jeszcze lepszym, chociaż wymagającym pewnego zachodu-numerki, tak jak w przychodniach lekarskich w USA, (w Polsce ostatni raz widziałam coś takiego jak miałam 7 lub 8 lat i wyszło, że jestem uczulona na farbę).
Dla uczestników: - nie zostawiajcie niczego białego na kartce, dostaniecie 2,5 za niedokończenie rysunku. - niewymownie najbardziej pożądanym szrafem był ten jednostronny. Szraf za formą ma mniejsze szanse, inne to już w ogóle. - jeśli rzeczywiście chcecie dostać się na architekturę uzbierajcie trochę kasy więcej i idźcie na kurs rysunku odręcznego na Podchorążych. Temat egzaminu był małym zaskoczeniem, zważając na to, że ćwiczyliśmy wiele form o pokaźnych rozmiarach, jednak przygotuje on was moim zdaniem najlepiej, a to dlatego, że tegoroczny, (a zmieniający się w przyszłym roku) dziekan podyktował bardzo ścisłe warunki przyjęcia, takie, jak chociażby ten szraf jednostronny, mający od razu odrzucić pewną dozę prac podyktowanych innym walorem.
Dzięki jeszcze: moim współlokatorom z mieszkania, czyli: Asi, Paulince, Marcinowi, Sabince za fajne rozmowy, lemoniadowe piwo i kibicowanie nie tylko naszym piłkarzom ;D, Marcie i Kasi za tolerancję, (obóz wie, o co chodzi xD), dalej: Dominice ze to jej serducho, Gosi- że namówiła mnie na poranny wyjazd w sobotę, Magdzie, drugiej Magdzie i drugiemu Marcinowi za spotkanie w tenże dzień, który był tak wspaniały, że nawet ja jestem zakoczona jak bardzo, Mateuszowi i Monice za troskę, obu Patrycjom za pociechę, pani Ewie i panu Januszowi za nocleg, pogawędki i pyszny koktajl na pożegnanie, cioci za kurs w ogóle, mamie za wsparcie duchowe, tacie za cierpliwość, a z Kasią z busa muszę się jeszcze umówić ;P Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam ;) Czołem!
Wasza Liwia